Murali w Madrycie nie musieliśmy szukać wcale- już obok miejsca,
gdzie mieszkaliśmy widniał Dracula J A na
prawdziwe zagłębie street artu trafiliśmy przypadkiem koło Tabacalery, której również
nie było w naszych planach J Ale
dobiegająca naszych uszu muzyka skłoniła nas do wejścia do budynku i … wylądowaliśmy
w innym świecie. Lokalny targ rzemiosła w połączeniu z klimatycznym koncertem etno-techno?
industrial?- etykietki w sumie nie są ważne, gdy rytm po prostu pulsuje we krwi
:-D
Tabacalera, zgodnie z tym co sugeruje nazwa, przez ponad dwa
stulecia [od 1790] była po prostu fabryką tytoniu, gdzie ponad 1000 kobiet siekało
tytoń, a następnie skręcało go w cygara. Podobnie jak w Sewilli [TUTAJ] ich życie
nie było łatwe. Fabrykę zamknięto dopiero w roku 2000, a kilka lat później
miejsce stało się centrum kulturowym. Odbywają się tu koncerty, warsztaty, wystawy
fotografii i malarstwa, festiwale filmowe, czytanie poezji. Miejsce jest też
centrum street artu, który wyszedł także na okoliczne ulice. Ponieważ dzielnica
Lavapies jest multikulturowa to wydarzenia odbywające się w Tabacalerze również
są różnorodne, łączące odmienne style i tradycje.
Murale wzdłuż Calle de Miguel Servet.
Róg Servet i Calle del Meson de Paredes.
Murale jako
reklama- moim zdaniem super pomysł!
Ama lo que
haces! Czyli kochaj to co robisz!
Aż w oczach się mieni.
Z naszej farmy na Twój stół…..
Serce to jeden z moich ulubionych motywów. A już serce jako
organ- super! [np.w Łodzi]
Na chodniku czają się jaszczury!
Jak szybko znajdziecie trzecią jaszczurkę? I czwartą!
Salony tatuażu często są interesująco ozdobione- ten też!
Niby turpizm, a ładne….
Dracula i Sp. na straży naszego mieszkania.
Madrid pod koniec kwietnia był tylko trochę tropical!
I festiwal serc,
słońca i … latających ołówków ;-)
Jaszczury naprawdę się czają!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz