Kolejna perełka architektoniczna Valladolid znajduje się zaledwie 120m
od konwentu San Gregorio. Jest to kościół San Pablo dominujący na placu o tej
samej nazwie. Jego fasada natychmiast zwraca uwagę, choć jest nieco mniej
imponująca niż konwentu. Bardziej uporządkowana, mniej w niej dzikiego chaosu i
ozdobników, które wręcz rozsadzały ramy w San Gregorio.
Historia kościoła rozpoczyna się w roku 1260, kiedy to królowa Kastylii
i Leonu, Violante de Aragon, żona Alfonso X El Sabio [Mądrego] przekazała dominikanom
ziemię pod klasztor. Prace od 1286r kontynuowała kolejna koronowana dama- Maria
de Molina. Obie panie były postaciami nietuzinkowymi, a poza wspieraniem tego
samego klasztoru wszystko inne je dzieliło. Do tego stopnia, że zbrojnie ze sobą
walczyły! Violante czyli Jolanta Aragońska, córka króla Aragonii Jakuba I i Jolanty
Węgierskiej jak już wspomniałam sama również stała się królową i dała życie aż 12
[!] dzieci [rodziła już jako 14-15 latka]. Pierworodny syn Ferdynand de la
Cerda zmarł w dzieciństwie, a kolejny, również o tym imieniu, w wieku lat 20 w
roku 1275. Kolejny syn, Sancho, pominął w dziedziczeniu synów swojego zmarłego
brata i ogłosił się królem Kastylii i Leonu. Miał nawet poparcie ojca, Alfonso
X, który wskutek niepopularnych decyzji typu nakładanie podatków został
zdetronizowany. Jednak Jolanta uważała, że korona należy się jej osieroconym
wnukom i pojechała na dwór Aragonii, gdzie jej brat Piotr III był królem [od
1276]. Jolanta cały czas działała na rzecz swoich wnuków, zarówno podczas panowania
Sancho IV Odważnego jak i po jego śmierci, gdy jego żona została regentką ich
9-letniego syna. A żoną była właśnie Maria de Molina. Zresztą została poślubiona
i to swojemu kuzynowi, zanim papież dał pozwolenie, co w tamtych czasach było niespotykane,
bo zgoda była formalnością. Sancho IV szybko zmarł [rządził tylko 1284-1295], a
Maria została z siedmiorgiem dzieci, w tym wspomnianym następcą tronu, którego szybko
koronowano na Ferdynanda IV. Maria została regentką i oczywiście natychmiast
musiała zmierzyć się ze zbrojną inwazją żądnych władzy wujków i braci
ciotecznych z Aragonii- wyżej wspominanych synów brata Sanchy IV, Juana i Enrique'a. Do gry o tron włączył się również
król Portugalii Dionizy I. Podstawą roszczeń był min. fakt,
iż małżeństwo Marii i Sancha nie otrzymało papieskiego błogosławieństwa, a więc
zrodzony z niego syn nie był prawowitym dziedzicem korony. Do inwazji
przyczyniła się także Jolanta, która niestrudzenie knowała przeciwko synowej. W
tej sytuacji Maria pokazała charakter i wytrwałość oraz niebywałe umiejętności dyplomatyczne,
dzięki którym skłóciła ze sobą wrogów, którzy zaczęli walczyć między sobą! Poza
tym postarała się o bullę z oficjalnym potwierdzeniem własnego ślubu z Rzymu. Utrzymała
tron dla syna, a w momencie uzyskania przez niego pełnoletniości usunęła się w
cień. Podobno jednak syn wcale nie był jej wdzięczny za uczynienie zeń króla…..
Naprawdę, dziwię się, że Maria nie
zrównała tego klasztoru z ziemią!
Wracając do San Pablo….. Siedziba zakonu, powiększona o kościół, stała
się oczkiem w głowie kolejnych bogatych darczyńców, co wiązało się z licznymi
rozbudowami i przekształceniami. Udział finansowy miał również biskup Alonso de
Burgos, ten sam, który kierował budową wspomnianego w poprzednim poście San
Gregorio. Wtedy też fasadą zajął się Simon de Colonia. Znów jedne źródła nazywają
styl fasady plateresco, a inne- gotykiem izabelińskim.
Gdy w 1601 roku Valladolid stało się stolicą Hiszpanii, choć tylko na
5 lat, San Pablo zyskało dwie flankujące wejście wieże, już bez ozdób. W sumie
jest to bardzo ciekawa historia, bo właściwie dlaczego przeniesiono stolicę z Madrytu
i dlaczego tak szybko doń wrócono? Była to prawdopodobnie intryga najpotężniejszego
z faworytów króla Filipa III- księcia Lerma czyli Francisca Gómeza de Sandoval-Rojas y Borja. W dowolnym manipulowaniu władcą
przeszkadzała mu cesarzowa Maria. Król bardzo liczył się ze zdaniem babci, co
oczywiście nie podobało się księciu. Poza tym Valladolid za zaszczyt bycia
królewskim dworem … zapłaciło i to potężne kwoty! Dla pustego skarbca
propozycja była kusząca. Kiedy 2 lata później Maria zmarła, a Madryt przebił ofertę
Valladolid, dwór wrócił do dzisiejszej stolicy Hiszpanii. W życiu nie przypuszczałabym, że
stolicą zostawało miasto, które więcej zapłaciło królowi!! W Polsce chyba tak
nie było, prawda??
W 1809r 1200 piechurów oraz kawaleria francuska stacjonowała w San
Pablo. Ogrodnik zabił jednego z żołnierzy i wrzucił go do studni, a w
odpowiedzi Napoleon skonfiskował dobra klasztoru, a ogrodnika skazał na śmierć.
Upadek trwał cały XIX wiek. Wydawało się, że kropką nad i będzie pożar jaki
strawił kościół w 1968 roku. Jednak w latach 2004-09 całość została odbudowana.
Wtedy też można było podziwiać rzeźby fasady z bliskości kilku metrów dzięki rusztowaniom-
szkoda, że tego nie widziałam!
Pierwsze spojrzenie na kościół San Pablo.
Wejścia strzegą herbowe lwy.
Fasada naprawdę robi wrażenie!
Bezpośrednio nad wejściem widać scenę ukoronowania Marii oraz… biskupa
de Burgos we własnej osobie jako jednego z klęczących :-) Z kolei anioły trzymają tarcze
herbowe wspomnianego wyżej księcia Lerma, jednego z faworytów króla Filipa III, który zainwestował
w kościół ogromne pieniądze chcąc zrobić z niego miejsce pochówku swojego oraz
żony.
Korona wieńcząca scenę z Marią i biskupem.
Górna część fasady jest już o wiele bardziej uporządkowana, wręcz
geometryczna. I wszędzie widać gwiazdki :-) z herbu księcia Lerma.
Przecudnej urody, koronkowa rozeta. Zdecydowanie element, który najbardziej
mi się spodobał na tej fasadzie.
Oczywiście nie mogło zabraknąć herbu Kastylii i Leon. Wieńczy całą
fasadę. W porównaniu do swoich odpowiedników na San Gregorio jest niewielki.
W kościele San Pablo zostali ochrzczeni Filip II i Filip IV. We wnętrzu
widać dwa portale w stylu fasady, wykonane około roku 1450 przez wspomnianego już
Simona de Colonia.
Zwierzęta i putta [dzieci, aniołki] wśród gęstej roślinności. Motywy przypominają
te z klasztoru
Monasterio de San Juan de los Reyes w Toledo. [ klik ]
Na tle zupełnie pozbawionych ozdób ścian wyróżniają się kaplice
i bogate nastawy.
W okolicach Plaza de San Pablo zaczęła z nami rozmowę sympatyczna
starsza Pani. Zaczęła od tego, że jest kastylijską patriotka i jest dumna, że
mieszka w Valladolid. Potem, z tego co udało mi się zrozumieć, bo Pani mówiła
tylko po hiszpańsku, opowiadała o jakimś królu pokazując na budynek tuż obok
nas. Okazało się, że jest to Palacio Pimentel z XV wieku, gdzie urodził się
przyszły król Filip II.
O tym ozdobnym, narożnym oknie przeczytałam aż kilka
historii. Na pewno jest ono w jakiś sposób związane z narodzinami i chrztem Filipa
II. Jedne przewodniki mówiły, że z tego miejsca poinformowano, że król ma syna,
inne- że pokazano go poddanym. Jeszcze inna, najpopularniejsza, historia,
twierdziła, że z tego okna zabrano dziecko do kościoła na uroczyste chrzciny. Kiedy zobaczyłam na jakiej wysokości są okna w pałacu zachodziłam w głowę jak niby podano go z okna?- znosili go po drabinie?? :-) Władcom bogatego kraju nie wypadałoby chyba wyczyniać takich szopek, pomijając już, że ówczesne stroje na pewno nie ułatwiałyby takiego zadania. Po powrocie do Polski pogrzebałam w internecie i w końcu znalazłam prawdopodobne wyjaśnienie. Otóż faktem jest, że pomiędzy Palacio a San Pablo wzniesiono korytarz, by
rodzina królewska nie musiała mieszać się z pospólstwem. Prawdopodobnie jedno z
okien, być może właśnie to, służyło jako wyjście z pałacu do owego korytarza. Z
czasem historia ewoluowała aż do wersji rozpowszechnionej do dziś.
Jak widać Palacio znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie
kościoła San Pablo. Można wyobrazić sobie ów korytarz, którym uroczysty pochód niósł
do chrztu następcę tronu.
Valladolid to ukryta perełka Hiszpanii. Mimo, że wylądowaliśmy
w nim nieco przypadkiem to bardzo cieszę się, że spędziliśmy w Valladolid
jeden, pełen atrakcji, dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz