Ulica Nawrot [nie Nawrota!] ma ciekawą historię, która sięga XIX wieku i czasów, gdy Łódź stawała się przemysłową potęgą. Fabryki pracowały już pełną parą, do czego oczywiście potrzebowały ogromnych ilości drewna, które beztrosko pobierano z puszczy jaka wtedy szumiała na wschód od rozwijającego się miasteczka. Dziś jej pozostałością jest Park 3. Maja. Jeżdżono do niej traktem zwanym Przejazdem, który potem przemienił się w ulicę Tuwima, a następnie wozy wyładowane drewnem NAWRACAŁY i jechały do fabryk. Stąd nazwa Nawrot, która jak widać utrzymała się do dziś, ale dziś ta ulica prowadzi od centrum, a Tuwima do centrum czyli dokładnie odwrotnie niż w wieku XIX.
Tajemniczy mural na ulicy Nawrot znajduje się na podwórku, do którego dostępu broni brama i niestety łatwo go przegapić.
Za pierwszym razem zrobiłam nieco zdjęć zza prętów, ale nie widać wtedy całego dzieła i jest pod złym kątem. Potem poszliśmy do pobliskiej knajpki i zjedliśmy niemożliwie słodkie pampuchy z masłem orzechowym i sosem mango po czy postanowiłam sprawdzić czy może ktoś zostawił otwartą bramę :-) I faktycznie- jakieś auto właśnie wjeżdżało na posesję. Pstrykałam fotki, gdy z samochodu wysiadło dwoje Azjatów i zmierzywszy mnie niezbyt przychylnym wzrokiem poszli na ulicę. Brama zamykała się automatycznie, na co nie zwróciłam uwagi, ale na szczęście MS ją przytrzymał, tak, że za chwilę mogłam bez przeszkód wyjść na zewnątrz.
Za pierwszym razem zrobiłam nieco zdjęć zza prętów, ale nie widać wtedy całego dzieła i jest pod złym kątem. Potem poszliśmy do pobliskiej knajpki i zjedliśmy niemożliwie słodkie pampuchy z masłem orzechowym i sosem mango po czy postanowiłam sprawdzić czy może ktoś zostawił otwartą bramę :-) I faktycznie- jakieś auto właśnie wjeżdżało na posesję. Pstrykałam fotki, gdy z samochodu wysiadło dwoje Azjatów i zmierzywszy mnie niezbyt przychylnym wzrokiem poszli na ulicę. Brama zamykała się automatycznie, na co nie zwróciłam uwagi, ale na szczęście MS ją przytrzymał, tak, że za chwilę mogłam bez przeszkód wyjść na zewnątrz.
Szaman i jego duch opiekuńczy [?] w postaci kolorowego, wielkiego ptaszyska. Wizja obejmuje też totem i tajemniczą damę. Trzymana przez tańczącego czarownika gałąź jest zakończona… wałkiem malarskim!
Miasto u stóp szamana i egzotyczna piękność.
Totem- portrety współczesnych ludzi.
Tuż obok jest też budynek z czterema brodaczami, którzy flankują okna na pierwszym piętrze.
Szkoda, że tak oryginalny mural nie jest bardziej wyeksponowany i trzeba polować na otwarcie bramy. Choć w sumie to dodatkowa radość, jeśli owe polowanie się powiedzie ;-D
Genialny mural! Ale dlaczego w zamkniętej bramie??!
OdpowiedzUsuńWłaśnie tez tego nie rozumiem.....
UsuńWow! Moje miasto, a muralu nie znam! Co prawda nie mieszkam w Łodzi już od wielu lat, ale staram się być na bieżąco ;-) Dziękuję za uświadomienie!
OdpowiedzUsuńTrudno znać każdy zakątek nawet rodzinnego miasta :)
UsuńJuż Cię lubię! Piszesz w sposób, który lubię najbardziej i poczułam smutek, gdy wpis się skończył! A poza tym: PAMPUCHY <3
OdpowiedzUsuńMiło mi :D A lokal, w którym jedliśmy pampuchy musi być nowy, bo nie udało mi się go nigdzie namierzyć. Ale generalnie- kuchnia azjatycka.
UsuńTak blisko mieszkam i zupełnie nie miałem pojęcia o muralu. Muszę koniecznie się tam wybrać z aparatem. A od środka nie ma jakiegoś przycisku, aby wyjść normalnie furtką?
OdpowiedzUsuńBaaardzo możliwe, że jest, ale jak mi partner przytrzymał bramę, a ja byłam podekscytowana to po prostu wyszłam i nie zwróciłam uwagi.
UsuńŚwietny jest ten mural, szkoda, że tak kiepsko wyeksponowany. ;) Zawsze jak jestem w jakimś nowym mieście to zwracam uwagę właśnie na street art.
OdpowiedzUsuńJa tez uwielbiam street art, a w Łodzi jest na co patrzeć :-)
Usuń