Po powrocie z wulkanu natychmiast pożeramy pizzę w towarzystwie rudego kota, który ma dużą wprawę w proszeniu o jedzenie- wyciąga do góry łapkę, a gdy MS się ociąga to ostrzegawczo pokazuje pazurki.
Przez dobre 2 minuty pod prysznicem leci z nas czarna woda! Woda też przypływa na Stromboli, więc trzeba ją oszczędzać. MS ma czarne skarpety, ja- czyściutkie, oczywiście dzięki ochraniaczom oraz wszywanym wewnątrz językom w butach (nic się nie dostanie do środka przez dziurki na sznurowadła)
Pierwsze ostrzeżenie!
W świetle dnia- z osą.
I więcej ostrzegał nie będę! ;-)
Od rana świeci słońce i jest bardzo gorąco. Z żalem opuszczamy nasze przytulne mieszkanko z tarasem i zaczynamy zmierzać w kierunku portu.
Ta uliczka prowadziła do naszej kwatery.
Widoki na Strombolicchio.
Po drodze zwiedzamy miasteczko, które jest zaskakująco puste o tak wczesnej porze. Wąskie uliczki [na szczęście idziemy do portu, więc prowadzą nas w dół], białe mury z kolorowymi akcentami w postaci bram czy okien przywodzą na myśl Santorini [tę przepiękną grecką wyspę można zobaczyć TUTAJ]
Tutaj dobrze widać sens budowania takich wąskich uliczek- dają cień i ochronę przed naprawdę gorącym słońcem.
Jaki kolor mogą mieć drzwi w Zaułku Żółtym?
Niektóre zakątki urzekają dbałością o detale, są wręcz romantyczne. Kto by pomyślał, że romantyzm może być tak minimalistyczny?
Korzeń drzewa jak najbardziej stylowa, abstrakcyjna rzeźba.
Zadbane domki sąsiadują z domostwami, które wyglądają na opuszczone, co widać po zdezelowanych, pokiereszowanych bramach, które jednak też mają swój urok.
Urocza kołatka.
Niestety znienacka znad wulkanu schodzą czarne chmurzyska i pokrywają niebo nad całą wyspą. Zrywa się silny wiatr, ochładza się i po kilku pierwszych, nieśmiałych kropelkach następuje gwałtowna ulewa. Chronimy się wraz z Anglikiem i miejscowym (che sorpresa!) w barze pod rozpiętą siecią, ale ona też przecieka.
Zaskakująca rzeźba w barze, gdzie się schroniliśmy- egzotyczna twarz.
Z tej oto luksusowej taksówki ucieka pracownik hotelu, który przyjechał po gości.
Ubieram spodnie i zakryte buty i biegiem do wodolotu. Tym razem podróż nie jest tak spokojna! Do jednego z portów musimy wpływać dwukrotnie, bo za pierwszym razem nie przycumowaliśmy. Bujanie też jest wyraźnie silniejsze. Na ostatnią godzinę przysiada się do nas Włoszka z psem. Jak z filmu, ubrana w czarną sukienkę i intonująca Santa Madonna! podczas silniejszych wstrząsów :-)
W Milazzo upał i ani śladu chmur czy deszczu- sycylijski pogoda!
Jejku jak tam jest cudownie :) Te uliczki są urocze <3
OdpowiedzUsuńtak, są urocze i niesamowicie fotogeniczne ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie klimaty - wąskie uliczki, drzwiczki, białe budynki i błąkające się po okolicy koty :) Chmury, nie powiem, też niczego sobie. Wybrałabym się! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agnieszka
zacne fotki;)
OdpowiedzUsuńchmury najbardziej zaskakujące, aczkolwiek nie powiem- klimat był!
OdpowiedzUsuńdzięki :-)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miejsce! Chciałabym tam wrócić jak najszybciej. Każda z wysp na swój niepowtarzalny klimat i bogatą historię.
OdpowiedzUsuńbędę musiała wrócić, chociażby na Lipari czy Vulcano!
OdpowiedzUsuńCoś pięknego :) widoki niesamowite, te wąskie uliczki przypominają mi moje ulubione miejsca we Włoszech. W pierwszej chwili, po zdjęciach pomyślałam o uliczkach włoskiego Positano :)
OdpowiedzUsuńTam mnie jeszcze nie było! A takie uliczki są też w Grecji i Chorwacji, ale nieważne ile razy je widzisz, za każdym razem jest zachwyt :-)
OdpowiedzUsuńDzięki tej relacji wróciłam wspomnieniami do naszego (niestety) jednodniowego tylko wypadu na Wyspy Liparyjskie - odwiedziliśmy wówczas Panareę i Stromboli i wróciliśmy zachwyceni... Popłynęliśmy tam z naszymi przyjaciółmi z Węgier. To był idealny dzień w pełnym tego słowa znaczeniu. Na Sycylii spędziliśmy w sumie 5 miesięcy w ramach Erasmusa, dlatego wszystko, co związane z wyspą wzbudza we mnie silne uczucia i melancholię:) Będę tu zaglądać!
OdpowiedzUsuńPS Dziękuję za komentarz na blogu Zew Przygody :)
5 miesięcy na Sycylii! Ach! My będziemy wracać- min z powodu Panarei, Vulcano, ale i innych atrakcji, których Sycylia ma pod dostatkiem.
OdpowiedzUsuńW pierwszym momencie skojarzyło mi się z miasteczkiem Assos na Kefalonii. Uwielbiam takie miejsca, wąskie i klimatyczne uliczki. To prawda, że zawsze zdjęcia wyjdą świetne. Taki urok miejsca :)
OdpowiedzUsuńI najlepsze, że takich miejsc jest w Grecji i Włoszech mnóstwo :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie wąskie uliczki. Na żywo miałam okazję zobaczyć je jedynie w Chorwacji ale to coś niesamowitego, kocham taki klimat. I fajny kociak;p
OdpowiedzUsuńChorwacja też wiele uroku ma i ma takie wąskie uliczki- one są popularne w basenie Morza Śródziemnego.
OdpowiedzUsuńMoje klimaty! Wąskie uliczki, kolorowe drzwi i okna, schody i schodeczki, no i koty na dokładkę (jakie on ma oczy!). Chętnie odwiedziłabym Sycylię, mam nadzieję, że kiedyś to się wydarzy.
OdpowiedzUsuńKot był bardzo towarzyski :-)
OdpowiedzUsuńCudowne widoki, choć dla mieszkających tam ludzi to pewnie żadna atrakcja ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie klimaty, wąskie uliczki, białe budynki, przeurocze kolorowe drzwi... Grecja, Włochy... oj marzą mi się podróże.
Pozdrawiam i ściskam cieplutko :* ♥
Miejscowi faktycznie chyba są przyzwyczajeni :-)
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiego spełnienia podróżniczych marzeń ;-)