Anafiotika to dzielnica greckiej stolicy
zajmująca niewielką przestrzeń na północnym stoku Akropolu. Jest to też jedyne
miejsce nowożytnych Aten jakie zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Oczywiście
nie będę udawać, że w ciągu zaledwie dwudniowego pobytu oglądnęłam całe miasto,
ale to co widziałam raczej nie wzbudziło mojego zachwytu.
Anafiotika
cykladzką zabudowę i klimat zawdzięcza rzemieślnikom sprowadzonym przez króla
Ottona do budowy pałacu.
Mistrzowie kamieniarscy i inni przybyli z wyspy Anafi leżącej koło Santorini, brali też udział w budowie nowej stolicy Grecji, gdyż w momencie przeniesienia siedziby władzy z Nafplionu do Aten [rok 1834] to miasto praktycznie nie istniało! Aż trudno sobie wyobrazić- gdy niespełna 20-letni władca wkraczał do Aten miały one zaledwie ok. 5 tys. mieszkańców oraz 160 budynków [na Akropolu były domy mieszkalne!], a jedyny hotel stał się tymczasową siedzibą Ottona.
Mistrzowie kamieniarscy i inni przybyli z wyspy Anafi leżącej koło Santorini, brali też udział w budowie nowej stolicy Grecji, gdyż w momencie przeniesienia siedziby władzy z Nafplionu do Aten [rok 1834] to miasto praktycznie nie istniało! Aż trudno sobie wyobrazić- gdy niespełna 20-letni władca wkraczał do Aten miały one zaledwie ok. 5 tys. mieszkańców oraz 160 budynków [na Akropolu były domy mieszkalne!], a jedyny hotel stał się tymczasową siedzibą Ottona.
Warto też
dodać, że oryginalna Anafiotika mogła mieć zupełnie inną kolorystykę. Już po
przyjeździe do Polski znalazłam bardzo ciekawą notatkę Greckiej Oliwki wyjaśniającą
genezę biało- niebieskich domków- otóż najpierw [1938r] bielenie budynków
traktowano jako środek zapobiegający szerzeniu się cholery, a później była to
zaplanowana akcja reklamująca wyspy greckie. Królowa
Fryderyka okazała się genialnym
marketingowcem, a jej pomysł nawiązania do barw greckiej flagi w malowaniu
domostw okazał się takim sukcesem, że dziś białe domki z niebieskimi drzwiami i
okiennicami są symbolem Hellady, a turyści wciąż rozpływają się w zachwytach
nad typowo grecką zabudową :-)
Inne
wyjaśnienie mówi, że to sami Grecy, w trakcie okupacji tureckiej, zaczęli w ten
sposób malować domki, by pokazać swoje przywiązanie do greckiej flagi. Jeszcze
inni twierdzą, ze po prostu te dwa kolory farb były najtańsze czy najbardziej
dostępne.
Moje oczarowanie mini- Cykladami chyba
nie było niespodzianką- było do przewidzenia, że po zeszłorocznej wizycie na
Santorini wszystko, co będzie je przypominało zyska moje uznanie, ale obawiałam
się, że Anafiotika może być przereklamowana. Jednak w tym przypadku wszelkie
zachwyty są zasłużone! Ateńskie Cyklady leżą tuż obok słynnej Plaki, ale
wystarczy skręcić w pierwszą białą uliczkę i ogarnia
Cię cisza…. Po hałaśliwej, turystycznej Place aż dzwoni w uszach.
Wąziutkie uliczki, domki w „typowo” greckiej kolorystyce, wszędobylskie koty,
kwiaty w doniczkach- to wszystko sprawia, że poczułam się jak w jakimś innym,
równoległym do Aten świecie. Praktycznie nie spotykaliśmy turystów, a jeśli już
to udzielała nam się atmosfera miejsca i przemykaliśmy obok siebie wyciszeni,
żeby nie burzyć magii tego miejsca.....
Kotów spotkaliśmy więcej niż ludzi :-)
Magia cykladycznej architektury po prostu zniewala. Piękne fotografie:)
OdpowiedzUsuńNie ma w Grecji zaułka bez kota :))
ps
Bardzo mi miło, że mój wpis okazał się przydatny
Serdecznie pozdrawiam:)
Tak, Cyklady zniewalają i są zdecydowanie dla kotolubów :-)
UsuńDomki letniskowe w takim wydaniu są czymś po prostu przepięknym, doskonale się one prezentują. Grecka architektura jest wspaniała.
OdpowiedzUsuń