Siedlimowice-
senna wioska w pobliżu Świdnicy, do której zawitaliśmy w długi weekend majowy.
Idąc nieco na czuja w kierunku ni to lasku ni to zarośniętego parku, gdzie jak sądzimy skrywają
się ruiny pałacu, natrafiamy na zwyczajny, dość spory budynek. Jest coś takiego
w uchylonych drzwiach :-), że nie możemy przejść obok
nich obojętnie i zaglądamy do środka. A tam ogołocony, kompletny szkielet
drewniany najprawdopodobniej stodoły. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś
o tego typu konstrukcjach to voila!- ma jak na dłoni. Miejsce ma niesamowity
klimat- z umieszczonych wysoko, malutkich okienek sączą się promienie słońca, w
których tańczą drobinki kurzu…. Mnie zauroczyła ozdobna część kłódki na
drzwiach i jej zrobiłam sesję fotograficzną.
Ale
to nic w porównaniu z główną atrakcją miasteczka. Ruiny pałacu naprawdę robią wrażenie! Mimo,
że są już porządnie zdewastowane oraz zarośnięte to i tak dają jakieś
wyobrażenie o rozległości założenia. Przyjemnie można pospacerować po
komnatach- już bez dachów, stąpając niejednokrotnie po cegłach z zawalonych
ścian. Na wejściu widzimy wieżę zdobioną kamiennymi twarzami [maszkarony], na
szczycie której osadzono wciąż przeuroczą altankę z giętą balustradą. Ściana
frontowa nadal stoi- z ozdobnymi oknami i zrujnowaną bramą z napisem. Są nawet
resztki kafelków w mocno niebieskim kolorze. Park już raczej zamienił się w
las, a miejsce jest ciche i bezludne.
HISTORIA
Już
w XIV w stał tutaj dwór rycerza Heinemanna von Seidlitz. Kilkukrotnie
przebudowywany kształt ostateczny zyskał w w XIX, kiedy został zakupiony przez
rodzinę von Kornów- wrocławskich wydawców. Heinrich von Korn, który wkrótce miał
uzyskać tytuł szlachecki, postarał się, aby pałac był imponujący- wieża z
kopuła, arkady, bogato zdobione elewacje oraz otwory okienne, gryfy,
maszkarony. Smukłe kamienne wieżyczki zdobione rzeźbionymi liśćmi i zakończone kwiatonem.
Na ścianach można było podziwiać pilastry czyli płaskie filary ustawione tuż
przy ścianie. Wokół pałacu rozciągał się park, a u stóp rezydencji na starych
fotografiach widać fontannę. Głównej bramy wejściowej, zdobionej herbem,
strzegły lwy. Pałac- w co trudno uwierzyć- przetrwał II wojnę światową niemal
bez uszczerbku, uniknął walk oraz rosyjskich żołnierzy. Niestety pozostawiony
sam sobie niszczał w szybkim tempie, do którego na pewno przyczynił się człowiek-
pałac był systematycznie ograbiany. Wspomniane powyżej lwy zostały
przywłaszczone i przewiezione do Bogatyni, gdzie zdobią park czy hotel [różnie
podają w źródłach]- aż mam ochotę się przejechać i poszukać. Tylko pewnie i tak
niewiele można zrobić, bo pałac nadal jest „bezpański”.
Ciekawego
faktu o wspomnianym wyżej właścicielu Siedlimowic dowiedziałam się z książki
Joanny Lamparskiej „Niezwykłe miejsca wokół Wrocławia”. Otóż to właśnie jemu
zawdzięczamy zarówno sam słynny Skarb Zakrzowski jak i…. fakt jego częściowego
rozkradzenia. Ale o tym innym razem :-)
Dobrze zachowane maszkarony.
Widać jak precyzyjnie opracowano lico ścian.
Widok jakiego nie mieli użytkownicy pałacu [bo był dach]- od wewnątrz, z komnat rezydencji..
Ta brama, cały front budowli jeszcze zachował resztki świetności.
Ładne kafelki, prawda? Nawet we współczesnej łazience byłyby ozdobą.
Widać obramowania, z których prawdopodobnie odpadły jakieś stiuki- co przedstawiały?
Stodoła i urocza, zardzewiała kłódka :-)
aż serce boli, gdy się patrzy jak takie zabytki niszczeją.... :-(
OdpowiedzUsuń