poniedziałek, 13 lutego 2017

POCZTÓWKI z MIASTECZKA STROMBOLI


Po powrocie z wulkanu natychmiast pożeramy pizzę w towarzystwie rudego kota, który ma dużą wprawę w proszeniu o jedzenie- wyciąga do góry łapkę, a gdy MS się ociąga to ostrzegawczo pokazuje pazurki.


Przez dobre 2 minuty pod prysznicem leci z nas czarna woda! Woda też przypływa na Stromboli, więc trzeba ją oszczędzać. MS ma czarne skarpety, ja- czyściutkie, oczywiście dzięki ochraniaczom oraz wszywanym wewnątrz językom w butach (nic się nie dostanie do środka przez dziurki na sznurowadła)


Pierwsze ostrzeżenie! 


W świetle dnia- z osą. 


I więcej ostrzegał nie będę! ;-) 


Od rana świeci słońce i jest bardzo gorąco. Z żalem opuszczamy nasze przytulne mieszkanko z tarasem i zaczynamy zmierzać w kierunku portu.


Ta uliczka prowadziła do naszej kwatery. 


Widoki na Strombolicchio. 


Po drodze zwiedzamy miasteczko, które jest zaskakująco puste o tak wczesnej porze. Wąskie uliczki [na szczęście idziemy do portu, więc prowadzą nas w dół], białe mury z kolorowymi akcentami w postaci bram czy okien przywodzą na myśl Santorini [tę przepiękną grecką wyspę można zobaczyć TUTAJ]


Tutaj dobrze widać sens budowania takich wąskich uliczek- dają cień i ochronę przed naprawdę gorącym słońcem. 



Jaki kolor mogą mieć drzwi w Zaułku Żółtym? 


Niektóre zakątki urzekają dbałością o detale, są wręcz romantyczne. Kto by pomyślał, że romantyzm może być tak minimalistyczny?

Korzeń drzewa jak najbardziej stylowa, abstrakcyjna rzeźba. 



Zadbane domki sąsiadują z domostwami, które wyglądają na opuszczone, co widać po zdezelowanych, pokiereszowanych bramach, które jednak też mają swój urok.



Urocza kołatka. 


Niestety znienacka znad wulkanu schodzą czarne chmurzyska i pokrywają niebo nad całą wyspą. Zrywa się silny wiatr, ochładza się i po kilku pierwszych, nieśmiałych kropelkach następuje gwałtowna ulewa. Chronimy się wraz z Anglikiem i miejscowym (che sorpresa!) w barze pod rozpiętą siecią, ale ona też przecieka.



Zaskakująca rzeźba w barze, gdzie się schroniliśmy- egzotyczna twarz. 


Z tej oto luksusowej taksówki ucieka pracownik hotelu, który przyjechał po gości. 



Ubieram spodnie i zakryte buty i biegiem do wodolotu. Tym razem podróż nie jest tak spokojna! Do jednego z portów musimy wpływać dwukrotnie, bo za pierwszym razem nie przycumowaliśmy. Bujanie też jest wyraźnie silniejsze. Na ostatnią godzinę przysiada się do nas Włoszka z psem. Jak z filmu, ubrana w czarną sukienkę i intonująca Santa Madonna! podczas silniejszych wstrząsów :-)

W Milazzo upał i ani śladu chmur czy deszczu- sycylijski pogoda!

20 komentarzy:

  1. Jejku jak tam jest cudownie :) Te uliczki są urocze <3

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, są urocze i niesamowicie fotogeniczne ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie klimaty - wąskie uliczki, drzwiczki, białe budynki i błąkające się po okolicy koty :) Chmury, nie powiem, też niczego sobie. Wybrałabym się! :)
    Pozdrawiam
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. chaos.w.podrozy19 lutego 2017 13:44

    chmury najbardziej zaskakujące, aczkolwiek nie powiem- klimat był!

    OdpowiedzUsuń
  5. chaos.w.podrozy19 lutego 2017 13:48

    dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepiękne miejsce! Chciałabym tam wrócić jak najszybciej. Każda z wysp na swój niepowtarzalny klimat i bogatą historię.

    OdpowiedzUsuń
  7. chaos.w.podrozy22 lutego 2017 15:54

    będę musiała wrócić, chociażby na Lipari czy Vulcano!

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś pięknego :) widoki niesamowite, te wąskie uliczki przypominają mi moje ulubione miejsca we Włoszech. W pierwszej chwili, po zdjęciach pomyślałam o uliczkach włoskiego Positano :)

    OdpowiedzUsuń
  9. chaos.w.podrozy23 lutego 2017 16:25

    Tam mnie jeszcze nie było! A takie uliczki są też w Grecji i Chorwacji, ale nieważne ile razy je widzisz, za każdym razem jest zachwyt :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki tej relacji wróciłam wspomnieniami do naszego (niestety) jednodniowego tylko wypadu na Wyspy Liparyjskie - odwiedziliśmy wówczas Panareę i Stromboli i wróciliśmy zachwyceni... Popłynęliśmy tam z naszymi przyjaciółmi z Węgier. To był idealny dzień w pełnym tego słowa znaczeniu. Na Sycylii spędziliśmy w sumie 5 miesięcy w ramach Erasmusa, dlatego wszystko, co związane z wyspą wzbudza we mnie silne uczucia i melancholię:) Będę tu zaglądać!

    PS Dziękuję za komentarz na blogu Zew Przygody :)

    OdpowiedzUsuń
  11. chaos.w.podrozy26 lutego 2017 20:29

    5 miesięcy na Sycylii! Ach! My będziemy wracać- min z powodu Panarei, Vulcano, ale i innych atrakcji, których Sycylia ma pod dostatkiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. W pierwszym momencie skojarzyło mi się z miasteczkiem Assos na Kefalonii. Uwielbiam takie miejsca, wąskie i klimatyczne uliczki. To prawda, że zawsze zdjęcia wyjdą świetne. Taki urok miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  13. chaos.w.podrozy8 marca 2017 13:33

    I najlepsze, że takich miejsc jest w Grecji i Włoszech mnóstwo :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam takie wąskie uliczki. Na żywo miałam okazję zobaczyć je jedynie w Chorwacji ale to coś niesamowitego, kocham taki klimat. I fajny kociak;p

    OdpowiedzUsuń
  15. chaos.w.podrozy13 marca 2017 14:49

    Chorwacja też wiele uroku ma i ma takie wąskie uliczki- one są popularne w basenie Morza Śródziemnego.

    OdpowiedzUsuń
  16. Moje klimaty! Wąskie uliczki, kolorowe drzwi i okna, schody i schodeczki, no i koty na dokładkę (jakie on ma oczy!). Chętnie odwiedziłabym Sycylię, mam nadzieję, że kiedyś to się wydarzy.

    OdpowiedzUsuń
  17. chaos.w.podrozy21 marca 2017 12:56

    Kot był bardzo towarzyski :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowne widoki, choć dla mieszkających tam ludzi to pewnie żadna atrakcja ;)
    Uwielbiam takie klimaty, wąskie uliczki, białe budynki, przeurocze kolorowe drzwi... Grecja, Włochy... oj marzą mi się podróże.
    Pozdrawiam i ściskam cieplutko :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. chaos.w.podrozy28 marca 2017 16:12

    Miejscowi faktycznie chyba są przyzwyczajeni :-)
    Życzę szybkiego spełnienia podróżniczych marzeń ;-)

    OdpowiedzUsuń