poniedziałek, 28 listopada 2016

SAMOCHODEM po SYCYLII cz.1 sycylijski styl jazdy


Włoski, a szczególnie neapolitański i sycylijski styl jazdy stał się już niemal legendą. Przed wyjazdem naczytałam się ostrzeżeń i opowieści o szaleństwie jakie ma miejsce na drogach. Sycylijczycy mieli jeździć potwornie niebezpiecznie, nie zważając na pieszych, inne samochody, o znakach nie wspominając. Oczy dookoła głowy, modlitwa i cała tona szczęścia- to przepis jak przeżyć w piekle. Nie ukrywam, że dusza czasem wędrowała na ramię i trochę obawiałam się jak sobie poradzimy. Tymczasem okazało się, że rzeczywistość nieco różniła się od odmalowanego obrazu.

Po Sycylii przejechaliśmy w sumie 2000km. Byliśmy w Katanii, Milazzo, Syrakuzach, Trapani, kluczyliśmy po wąskich uliczkach miast Val di Noto, wspinaliśmy się serpentynami, pomykaliśmy autostradą i w ogromnym chaosie koło salin. Nie wjechaliśmy do Palermo, a tam podobno jest najgorzej- być może po wizycie w stolicy Sycylii miałabym inne zdanie. Włoska wyspa była dla mnie o wiele spokojniejsza niż Grecja, gdzie wyjeździliśmy ponad 5000 km.

Przede wszystkim piesi są o wiele rozważniejsi- rozglądali się przed wejściem na jezdnię! Grecy płci obojga po prostu nagle skręcali na ulicę nie przerywając pisania smsa.

Poza tym Sycylijczycy ekstremalnie rzadko wpadali na "genialny" pomysł zatrzymywania się na awaryjnych tuż za zakrętem, co w Helladzie jest niestety nagminne.

Faktem jest, że Sycylijczycy o wiele bardziej się pchali, przepychali, wymuszali i często z 2 pasów robiły się 3, ale to w Atenach doświadczyliśmy jazdy na żyletkę.

Cechą charakterystyczną mieszkańców wyspy jest jazda na dwóch pasach jakby nie mogli się zdecydować który wybrać, ale nie było to zbytnio uciążliwe- gdy widzieli szybko zbliżające się auto to wybierali pas. Innym zwyczajem jest nieużywane kierunkowskazów, ale jeśli już wcisnęli światło to kierunkowskaz pozostawał włączony długo po manewrze wyprzedzania. Na autostradzie w nocy potrafiło to denerwować- światła dawały po oczach.

Znaki nie cieszyły się zainteresowaniem kierowców, bardziej poważali sygnalizację świetlną, a najbardziej- zakazy blokowania wyjazdu. Kilka razy widziałam wprawdzie samochód zaparkowany tuż przed garażem, ale zawsze w środku był kierowca gotowy do natychmiastowego odjazdu. Po prostu zatrzymał się na chwilkę na papierosa lub musiał coś przemyśleć :)

Dojazd dla samochodu


Zaskoczyło mnie nieużywane pobocza (jeśli było) jako dodatkowego pasa jazdy. Myślałam, że będzie to taka sama oczywista oczywistość jak w Grecji.

Kilka razy widzieliśmy mijających się kierowców, którzy zatrzymywali się by chwilę pogadać. Oczywiście bez wysiadania z pojazdów, bo po co? Na szczęście gdy się zbliżaliśmy, ruszali. Miejscowi w takich sytuacjach czasem trąbili, a czasem dołączali się do rozmowy :)

Bardzo dużo aut nosiło ślady kolizji- rysy, obtłuczenia, wgniecenia. Na Sycylii to norma i chyba nikt się tym nie przejmuje.
W Randazzo, cały bok wgnieciony, ale bywały gorsze!


W Giarre po powrocie do auta okazało się, że za nami- tam, gdzie myśleliśmy, że już nikt się nie zmieści- zaparkował miejscowy. Zderzak w zderzak. Starszy mężczyzna o pobrużdżonej zmarszczkami twarzy stał obok niedbale paląc papierosa. Pokazywałam MS ile ma miejsca, żeby nie stuknął auta pod nosem właściciela- Sycylijczyka! Niestety hak dotknął rejestracji.... popatrzyłam przerażona, a pan bez mrugnięcia okiem pokazał .... żeby podjechać jeszcze trochę! Blacha mocno się wygięła, ale pan najwyraźniej znał jej możliwości, bo po wyprostowaniu nie było śladu po haku. Uffff! Wyobrażacie sobie reakcję Polaka w podobnej sytuacji?

Tego samego dnia hak był w użyciu ponownie. Staliśmy czekając na zielone światło, gdy samochodem szarpnęło. MS wysiadł by sprawdzić czy rejestracja jest na miejscu i równie natychmiast wyskoczył też sprawca- młodzian w czapeczce i zaczął skuzować :) Na szczęście nic się nie stało- opłaca się mieć hak!

Trąbienie było często jakby pozdrowieniem mijanych znajomych. Oczywiście oni odtrąbiali. Klakson był też używany, żeby popędzić kierowcę przed sobą albo przy skręcie- chyba jako uwaga, jadę! I choć trąbili częściej niż w Polsce to myślałam, że będzie o wieeele gorzej, że uszy będą boleć. Może w Palermo?

Najniezwyklejsza sytuacja spotkała nas w Noto. Są tam, jak w większości miasteczek na Sycylii, urocze uliczki, z typową ozdobą- praniem powiewającym na wietrze nad głowami przechodniów. Deszczowym porankiem wyjeżdżaliśmy z centro storico, gdzie mieszkaliśmy. Skręciliśmy z wąskiej jednokierunkowej uliczki i coś wielkiego, białego przesłoniło nam świat! Dodatkowo też widziałam jakieś pręty, które na szczęście nie uszkodziły szyby. Wycieraczka zgarnęła PRZEŚCIERADŁO, był też ręcznik, spinacze i elementy na których to wszystko się suszyło. MS zaniósł na chodnik i pojechaliśmy dalej : ) Jak widać malownicze, wąskie uliczki mogą mieć nietypowe niespodzianki :)

Chodniki są często nadzwyczaj wąskie albo wręcz, szczególnie w centro storico, nie ma ich wcale. Rzadko są zaznaczone ciągłą białą linią. W Ennie, żeby nie było wątpliwości, zaznaczono wydzielony skrawek ulicy namalowanymi ludzikami. W pierwszej chwili wyglądało to dość dziwnie, jak miejsca zbrodni na lalkach.

Naprawdę szeroki, wygodny "chodnik" :-)


Przy naszej kwaterze w centro storico w Noto.


Skutery są wszędzie i to chyba ich użytkownicy najczęściej łamią przepisy. W momencie odstawienia jednośladu siedzenie zmienia się w wygodną leżankę dla miejscowych kotów, a czasem w miejsce idealne do ostrzenia pazurków. Koty! :-)

Ten czarnuszek ewidentnie zaczaił się na skuter....


... a ten już zdobył kanapę! i nawet w miarę dopasował się kolorystycznie :-)


Na całej Sycylii można spotkać małe autka dostawcze Piaggio- trójkołowe, z mikroskopijną kabinką. Używają ich miejscowi rolnicy do handlu płodami ziemi, a cechą charakterystyczną furgonetek są zdobiące je malunki. Pierwsze takie samochodziki widzieliśmy w Adrano.





Z kolei meleksy są najpopularniejszym środkiem transportu na Stromboli. Wąskie uliczki wymuszają niewielkie rozmiary aut. Pełnią one tam wiele ról, są poprzerabiane na wiele sposobów. Niektóre służą jako taksówki.

Luksusowa taksówka, z której kierowca uciekł :-) w czasie niespodziewanego oberwania chmury.


W porcie w Ginostrze widzieliśmy też ładowanie paczek na grzbiet osiołka.



Szybko wyciągnęliśmy wnioski z obserwacji i wiemy co jest sekretem w miarę bezkolizyjnego poruszania się po Sycylii.
 Nawiązuj kontakt wzrokowy zarówno z pieszymi jak i kierowcami. Mikrogestami ustala się np. pierwszeństwo. Czasem zresztą wystarczy odpowiednio wymowne spojrzenie i wiadomo kto jedzie, a kto się na ułamek sekundy zatrzyma. To naprawdę działa bardzo sprawnie i przy odrobinie praktyki jazda staje się zaskakująco płynna.

W następnym odcinku co nieco o parkowaniu. Dlaczego na sycylijskich parkingach może się przydać latarka? I dlaczego riposto/ sjesta to najlepszy przyjaciel zmotoryzowanych turystów?


6 komentarzy:

  1. Rozumiem, że autko mieliście z wypożyczalni? Ciekawa jestem czy w przypadku otarcia/wgniecenia płacilibyście "karę"? (tak jak by to było w innych krajach w przypadku zarysowanego wypożyczonego samochodu). Sama jestem kierowcą już parę lat, ale chyba nie odważyłabym się prowadzić we Włoszech, a szczególnie na Sycylii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. chaos.w.podrozy23 lutego 2017 14:25

    nie, nie, przyjechaliśmy na Sycylię własnym autem :-) I nie taki diabeł straszny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle się uśmiałam czytając jak bardzo na Sycylii są 'respektowane' zasady drogowe:D Wychodzi na to, że jednak nie jest to tylko głupi stereotyp, ale jednak zawiera w sobie baaardzo duże ziarno prawdy:) Ja z pewnością nie odważałabym się, by być tam kierowcą:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. chaos.w.podrozy23 lutego 2017 22:11

    można się przyzwyczaić ;-) A MS mógłby tak jeździć wszędzie!

    OdpowiedzUsuń
  5. chaos.w.podrozy24 lutego 2017 19:47

    niezapomniana!

    OdpowiedzUsuń