Jak tylko weszłam to zauroczyłam się bezpowrotnie- zobaczyłam te piaskowo- żwirowe klify rzeźbione wiatrem w fantazyjne twory i bajkowe zamki, zaczęłam fotografować i nic innego się nie liczyło! Do tego stopnia, że całą plażę [długą!] przemaszerowałam w spodenkach i koszulce, strój kąpielowy miałam pod nimi, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam wypuścić aparatu z ręki, nawet na chwilkę- każdy krok odsłaniał nowe twory, nowe niesamowite klify i trzeba było, wśród okrzyków zachwytu- fotografować :-) Ba- nie zauważyłam, niemal do końca, że idę po plaży dla naturystów! A przecież największym chyba faux-pas jest w takim miejscu fotografowanie, a jeśli trafi się na krewkiego amatora nagiego opalania się to można spodziewać się gwałtownych reakcji. A ja jeszcze byłam tekstylna- i to bardzo! Na szczęście chyba było widać, że to nie ich fotografuję, bo nikt pretensji do mnie nie miał.
Niektóre bramy aż zapraszały do środka, oczyma wyobraźni widziałam labirynt, ale trzeba było tam wchodzić po wydmach stworzonych z osypującego się piasku i w trakcie zaczynało się myśleć czy przypadkiem teraz akurat budowla się nie osunie i jak to jest jak tony piasku spadają Ci na głowę i że to nie jest zbyt fajne i że może lepiej nie wchodzić no i .... się nie wchodziło :-)
Plaża ponadto miała swój własny głos- kamienie poruszane falami turlały się przy brzegu i zderzając się ze sobą wytwarzały taki dźwięk jakby ktoś stojący tuż za Tobą mówił w przedziwnym języku. Aż się odwróciłam :-) Plaża jest dwukolorowa- od morza czarna [i bardziej kamienista], a osypujący się piach od strony klifów- jasny. Woda cieplutka!- wracając, już o zachodzie Słońca wchodziłam do morza i nie czułam różnicy w temperaturze pomiędzy powietrzem a wodą! A był początek września. Uwielbiam!
Spotkaliśmy panią, która siedziała po turecku, z dłońmi w mudrze opartymi na kolanach i wchłaniała energię- w pełni ją rozumiem- energia tej magicznej plaży jest niesamowita i wręcz namacalna. Widzieliśmy też parę, która umówiła się na randkę o zachodzie Słońca na plaży- ich też rozumieliśmy ;-) Nieco dalej młoda para miała sesją fotograficzną na tle klifów- na pewno zdjęcia będą niezwykłe.
Z informacji praktycznych- parking koło plaży bezpłatny i mały- podejrzewam, że w sezonie parkują wzdłuż drogi, dojazd dobrze oznakowany. Tuż koło wejścia na plażę jest stara, nieczynna fabryka przetworów pomidorowych- ruina, ale niezbyt ciekawa. Kilka spoooorych "jadłodajni", kawiarenek nad brzegiem też kilka. Na początku trochę leżaków, a potem już piasek i drobne kamyczki. Jest też marina, do której o zmierzchu, niemal na wyścigi, wracają jachty- przy okazji wyglądając bardzo malowniczo na tle pomarańczowo- czerwonej tarczy słonecznej chowającej się za horyzontem. W marinie też są rzeźbione klify, ale mniej spektakularne niż na plaży- taki przedsmak tego co jest dalej. Dodajmy, że plaża jak na warunki Santorini jest duża i długa- chyba tylko Kamari/ Perissa są większe.
Na szczycie widać drzewa, co pokazuje wielkość klifu.
Na zdjęciu wygląda jakby wgłąb wiodła zapraszająca ścieżka, ale w rzeczywistości trudno dojść nawet do "bramy", bo piasek osuwa się jak szalony. Dodatkowo im bliżej jesteś tym wyraźniej widzisz, że piasek osypuje się też ze ścian i nie jest to krzepiący widok.
Wspomniane ruiny fabryki przetworów pomidorowych.
ależ piękne! na żywo pewnie jeszcze piekniejsze :-)
OdpowiedzUsuńpiękniejsze i doświadczane wszystkimi zmysłami- wiatr, piasek i kamyczki pod stopami, ciepła woda, słońce.....
OdpowiedzUsuńta sesja pewnie bedszie super!
OdpowiedzUsuńpewnie tak :-)
OdpowiedzUsuńNatura potrafi zdziałać cuda, pięknie! :)
OdpowiedzUsuńTak, niesamowite :-)
OdpowiedzUsuńZdjęcia zachwycające, myślę, że światło o tej porze dnia spotęgowało wrażenia. Będę w czerwcu na Santorini i to miejsce już wpisałam do planu zwiedzania. Dziękuję
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wpis się przydał. Daj znać jakie wrażenie zrobiło na Tobie Santorini- choć idę o zakład, że ogromnie pozytywne :-)
OdpowiedzUsuń