Ostatni dzień naszego pobytu w Rzymie obfitował w wiele atrakcji, w tym kilka związanych z genialnym barokowym artystą- Berninim. Dzięki biletowi 3- dniowemu na komunikację mogliśmy przemierzać Wieczne Miasto w poszukiwaniu tego, co interesowało nas najbardziej.
Widziałam słynne i mniej słynne dzieła Gian Lorenzo- na czele z Ekstazą św. Teresy, oczywiście fontanny na Piazza Navona [po raz kolejny :-)], a kończąc na posągu św. Bibiany [klik]. Po drodze była też Fontana Delle Tartarughe na Piazza Mattei. Mimo, że leży zaledwie kilkaset metrów od Pantheonu to było tu zaskakująco spokojnie i pusto. Miejscowi wyglądali przez okna lub spieszyli gdzieś w swoich sprawach i spotkaliśmy tylko dwie turystki [które zaczytane w przewodnikach niemal minęły fontannę!]. Mieliśmy Fontannę Żółwi tylko dla siebie :-D
Powstanie Fontana Delle Tartarughe jest związane z odbudową Acqua Vergine- rzymskiego akweduktu z I w.p.n.e, który dostarczał wodę z wioski Salone położonej 9 km na północ od miasta do zbiornika położonego w okolicy Pantheonu. W VI w został on zniszczony przez Wizygotów, a w VIII częściowo odbudowany przez papieża Adriana I. Na całkowitą rekonstrukcję akwedukt czekał aż do 1561 roku, kiedy to papież Pius IV zlecił prace Giacomo Della Porta. W ich trakcie wybudowano 18 nowych fontann [na Piazza del Popolo, Piazza Navona, Piazza Rotonda], których zadaniem było dostarczenie wody pitnej dla mieszkańców, dodajmy-wody darmowej, której każdy mógł używać ile chciał. W ciągu 9 lat akwedukt został odnowiony, a końcowy zbiornik zlokalizowano w pobliżu dzisiejszej Fontany di Trevi. Co ciekawe w pierwotnym planie nie przewidziano żadnej fontanny w miejscu, gdzie teraz stoi Fontana Delle Tartarughe. Za zmianą koncepcji stoją koneksje oraz pieniądze rodziny Mattei, której przedstawiciel Muzio był członkiem komisji wybierającej miejsca na fontanny i uparcie lobbował na rzecz postawienia jednej z nich w kwartale, gdzie mieściły się ich siedziby rodowe. Udało się, ale pod warunkiem, że rodzina Mattei będzie utrzymywać nie tylko fontannę ale i plac, na której zostanie postawiona. Jest to jedna z nielicznych fontann publicznych w Rzymie ufundowanych przez osoby prywatne, a nie papieża. Oczywiście na takie ekstrawagancje mogli sobie pozwolić tylko ludzie nieprzeciętnie bogaci i tacy właśnie byli Mattei- bankierzy i politycy, którzy wywodzili swoje początki z czasów wczesnorzymskich, a wśród ich przodków był min. papież Innocenty II.
Projekt powierzono bardzo popularnemu Giacomo Della Porta, który zlecił wykonanie 4 rzeźb efebów Taddeo Landini młodemu artyście z Florencji. Fontanna powstawała aż osiem lat [1580-88]. Wyciągnięte dłonie młodzieńców podtrzymywały cztery delfiny stojące na górnej muszli fontanny. Z owych delfinów miała wypływać woda, ale od razu po inauguracji stało się jasne, że ciśnienie było zbyt niskie by tak się stało. Zostały więc one przeniesione na Campo dei Fiori, a chłopcy pozostali z uniesionymi rękoma. Mimo problemów fontanna dostarczała wody dla okolicznych mieszkańców, a także koni, które mogły pić z dostawionego obok … starożytnego [oczywiście!] sarkofagu :-) Początkowo nazywano ją od nazwiska fundatora- Fontana delli Mattei i cieszyła się uznaniem jako jedna z najpiękniejszych fontann Rzymu. Do jej popularności na pewno przyczynił się fakt, że przez dłuższy czas w wieku XVII była przypisywana Michałowi Aniołowi lub Rafaelowi :-)
Popularna legenda mówi, że całość wykonano w jedną noc. Mattei chciał w ten sposób przekonać ojca kobiety, którą zapragnął poślubić, że plotki o roztrwonieniu jego majątku przez hazard są nieprawdziwe. Podobno rano otworzył okno i dumny pokazał ukończoną fontannę. Potem zamurował je, by nikt więcej nie miał tego widoku. We wszystkich chyba przewodnikach piszą, że okno nadal jest zamurowane, ale szczerze mówiąc nie kojarzę. Choć z drugiej strony fontanna przykuwała praktycznie całą moją uwagę, więc mogłam nie zauważyć. Co do legendy to większość historyków jest baaardzo sceptyczna, gdyż pałac, z którego miano rzekomo podziwiać fontannę został wybudowany dopiero w 1616 czyli prawie 30 lat po zakończeniu prac przez Della Portę i Ladiniego. Poza tym raczej niemożliwe jest wybudowanie tak skomplikowanego dzieła w tak krótkim czasie, po ciemku i bez hałasu :-)
Młodzi chłopcy z uniesionymi dłońmi wyglądali trochę bez sensu, więc żeby zrównoważyć kompozycję i dać im jakiś cel, papież Aleksander VII zlecił w 1658-9 restaurację oraz dodanie słynnych teraz żółwi, które nadały charakter fontannie. Przy okazji też dodano pomiędzy muszlami, z których wylewa się woda w dolnym basenie, tablice z imieniem papieża. Jako autora żółwików wymienia się najczęściej Gian Lorenzo Berniniego lub Andreę Sacchi. Ktokolwiek to zrobił- efekt jest wspaniały. Zwierzaki są słodkie i idealnie dopasowane do dłoni efebów. Aż trudno sobie wyobrazić, że nie były tam od początku, nie są integralną częścią fontanny.
Uprzedzam- zdjęć będzie dużo :-) Widok z bliska…..
… i z dalszych odległości. Plac jest niewielki, a fontanna jest jego ozdobą.
Spokój i brak turystów- to lubię!
Za chwilkę zza rogu wyłonią się wspomniane, zaczytane, i chyba trochę zagubione, turystki…..
I znów podchodzimy bliżej :-)
Najpoważniejszy z efebów.
I najbardziej roześmiany :D
Urocze żółwiki.
I delfiny, na których młodzieńcy wspierają stopy.
Ciekawostką jest, że przez krótki czas, w latach 1853-4, zakryto przyrodzenia efebów listkami figowymi. Jednak ich nagość w sumie nie wzbudziła żadnych negatywnych reakcji ani w wieku XVI ani później. Jak różni się to od zaszokowania Rzymian nagością czterech Najad z fontanny na Piazza Della Repubblica.
Niestety żółwie nie uniknęły lepkich rączek jakiegoś złodzieja i jeden z nich został bezpowrotnie stracony w roku 1979. Po kradzieży zastąpiono je replikami, a ocalałe oryginały przeniesiono do Muzeów Kapitolińskich.
Repliki całej fontanny można z kolei oglądać w …. USA i to aż w czterech miejscach! W Bloomfield Hills w stanie Michigan, w Sarasocie na Florydzie, w San Francisco, Kalifornia oraz w Newport na Rhode Island.
Wg mnie miejsce godne odwiedzenia, a fontanna- jedna z najpiękniejszych w Rzymie. Można przysiąść na balustradzie fontanny lub kwietniku i chłonąć atmosferę niespiesznego, rzymskiego popołudnia, odpocząć od tłumów i nabrać sił na dalsze wędrówki po Wiecznym Mieście :-)
Nie jest to jedyna fontanna z żółwiami na terenie Rzymu- o kolejnych napiszę już wkrótce :-) [już są na blogu- KLIK!]
ech, Rzym - moje marzenie... i to już od kilku lat! Ale jakoś nigdy nie jest po drodze... A fontanna niezwykła!
OdpowiedzUsuńRzym mi się marzy. Włochy to kraj, o którym marzę codziennie. :) Lubię legendy, dodają takiej tajemniczości obiektom czy miejscom. :)) Przepiękna fontanna. Ja lubię oglądać zdjęcia, więc dla mnie fajnie, kiedy jest ich sporo. Piękne zrobiłaś. Pozdrawiam serdecznie, Aga. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę jak najszybszego spełnienia marzeń! Co do zdjęć- ja jestem detalistką, więc robię ich sporo.
OdpowiedzUsuńNie, no choćby dla tych żółwi warto obejrzeć tę fontatnnę - żółwie przeurocze!
OdpowiedzUsuńWszystkie drogi prowadzą do Rzymu, więc na pewno do niego trafisz ;-)
OdpowiedzUsuńTak, bez żółwi fontanna straciłaby większość uroku :-)
OdpowiedzUsuńOdwiedziłam tę fontannę podczas mojego pierwszego pobytu w Rzymie. Zwiedziłam wtedy chyba wszystkie możliwe rzymskie atrakcje turystyczne i nie mogłam odpuścić sobie też Fontana delle Tartarughe. Bardzo dobrze mi się ona kojarzy.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, stoi w takim miejscu, że łatwo ją przejść i nie zauważyć. A to, że mieszkańcy zdają się nie zwracać na nią większej uwagi powoduje, że zauroczeni nią turyści mają ją całą dla siebie :)
Wszystkie atrakcje Rzymu- to ile tam byłaś?- rok? ;-)
OdpowiedzUsuń