BudapEST- czyli BEST in BUDAPEST
Po długim majowym weekendzie w Budapeszcie opisuję to czym stolica Węgier najbardziej mnie oczarowała. W tym rankingu zdecydowanie prowadzi budapesztańska secesja. Nie sądziłam, że była aż tak fantazyjna, kolorowa i misterna. Okazało się także, że motywy folklorystyczne zaczerpnięte z ludowej sztuki Węgier idealnie pasują do tego stylu. Ale nie uprzedzajmy faktów! ;-) Na początek budynek, który jest codziennie mijany przez tysiące turystów pędzących do reklamowanej przez wszystkie przewodniki kwiaciarni albo szukających czegoś do jedzenia.
* * * * *
Vaci utca w Budapeszcie to jeden wielki turystyczny deptak. Z nieodłącznymi restauracjami z turist menu i wygórowanymi cenami, sklepami z pamiątkami pozującymi na nie-made-in-China oraz tłumem nawet w nieciekawą aurę. Nie brzmi zachęcająco, ale tym razem poszłam w ten rejon sama z siebie, z niecierpliwością wypatrując popularnej kwiaciarni Philantia, która miała być secesyjną perełką. Z zewnątrz nie prezentowała się ciekawie, niestety nie mogłam zobaczyć wnętrza, które podobno jest niesamowite, bo w święto 1 maja kwiaciarnia była zamknięta.
Nie żałowałam jednak w ogóle pojawienia się w tłumie turystów, bo tuż obok Philantii znajduje się jeden z absolutnie cudownych przykładów budapesztańskiej secesji. Szczęka opada! Niebieskie kafelki z ozdobnym ornamentem chwytają wzrok jak lep rosiczki zagubione owady i już nie puszczają! Parter domu, przeznaczony na sklepy, zbudowano w stylu o wiele prostszym, oprócz bram wejściowych zwieńczonych trójkątnymi balkonikami.
Zwracają one uwagę wijącymi się wężami w balustradach oraz aniołkami, które trzymają na swoich barkach balkon zaznaczający przejście do strefy mieszkalnej.
Balkon sprawia wrażenie niesłychanie lekkiego dzięki ażurowym, roślinnym elementom z kutego żelaza. Można tez wypatrzyć pysk demona.
Część mieszkalna to prawdziwy majstersztyk. Od pierwszej chwili, jeśli widziało się cokolwiek autorstwa Odona Lechnera, wiadomo, że maczał w tym projekcie swoje palce. Wraz ze swoim wspólnikiem Gyula Partosem wybudowali dom w latach 1888-1889 dla właścicieli bajecznej fortuny- braci Thonet. Byli oni spadkobiercami Michaela, twórcy słynnego krzesła nr 14 z giętego drewna, które jest produkowane do dziś, a w świat poszło już kilkadziesiąt milionów sztuk tego mebla!
Powstał budynek, w którym specjaliści dopatrują się wielu stylów- od francuskiego renesansu po gotyk. Najważniejsze, że ta fuzja zaowocowała harmonijnym dziełem, które robi oszałamiające wrażenie nawet teraz.
Fasadę ozdabiają przepiękne płytki o orientalnym wzorze, pochodzące z węgierskiej fabryki Zsolnay. We wzorze widać powtarzającą się literkę T [choć wygląda trochę jak Y] od nazwiska właścicieli budynku.
W górnej części widać dwie postaci, męską i żeńską, stojące w gotyckich, bogato zdobionych niszach podtrzymywanych przez demony i aniołki. Kiedyś figury były pomalowane, ciekawe jak wyglądały? Szczyt budynku wieńczą tabliczki z datami 1889 i 1890 oraz chyba literkę A?
Całość po prostu urzeka i cieszy oczy. A jeśli ktoś ma odpowiednią ilość środków to jest na sprzedaż :-)
Thonet Haz, Budapest V, Vaci utca 11/a
Fasada tej kamienicy jest faktycznie przepiękna!!!
OdpowiedzUsuńna żywo jeszcze ładniejsza :-)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny jest ten budynek. Podczas zwiedzania bardzo często zapomina się spojrzeć do góry, a tam kryją się wielkie perełki.
OdpowiedzUsuńTak, od jakiegoś czasu testuje to tez we Wrocławiu i efekty są zaskakujące :-)
OdpowiedzUsuńKocham secesję! W Wiedniu byłam lata temu, a Twój wpis bardzo zachęcił mnie do ponownego odwiedzenia stolicy Austrii!
OdpowiedzUsuńJeśli kochasz secesje to koniecznie wybierz się też do Budapesztu :-)
OdpowiedzUsuń